Mordheim: City of the damned – recenzja gry

Mordheim: City of the Damned to dzieło studia Focus Home Interactive (twórców m.in całkiem niezłej gry Styx). Trochę strategia, trochę cRPG. A najdokładniej mówiąc; przeniesienie bitewniaka na rozgrywkę komputerową. Jak udany jest to transfer?

 

Mroczne, spowite cuchnącą mgłą ulice miasta przeklętych skrywają liczne bogactwa i niebezpieczeństwa. Ty, drogi graczu stajesz na czele drużyny, której celem nie jest ratowanie panien z łap smoków czy ocalenie miejscowych wieśniaków przed nieumarłymi. Happy endów też raczej nie będzie. Ponieważ świat w którym przyjdzie ci toczyć potyczki to Stary Świat, znany z figurkowego Warhammera. Witamy w Mordheim.

Grę przygotowano w oparciu o licencję gry bitewnej o tym samym tytule. Na wstępie mogę powiedzieć, że jest ona dość wierną kopią analogowego pierwowzoru. Ze wszystkimi tego zaletami i wadami.

Mordheim to miasto w świecie Warhammera Fantasy. Dostąpiło ono wątpliwego zaszczytu spotkania z kometą, która swoimi dwoma ogonami rozświetliła niebo Starego Świata by spaść dokładnie w środku Miasta Przeklętych. Zanim jednak do tego doszło, Mordheim funkcjonowało całkiem nieźle, oczywiście na tyle, na ile dobrze może funkcjonować miasto w realiach mrocznego przecież Warhammera. Uderzenie komety nie zrównało miasta z ziemią, ale je… cóż, odmieniło. Wszędzie walają się resztki obiektu, który składał się z dziwacznego kryształu o uroczej nazwie Spaczeń (ang. wyrd). Niezwykłe właściwości substancji oraz fakt, iż jest ona zakazana właściwie wszędzie sprawia, że jest jednocześnie bardzo cenna. I tu właśnie wkraczasz Ty graczu. Może nie cały na biało, ale w zbroi, z mieczem w dłoni i ekipą podobnych Tobie zabijaków chcących się wzbogacić. Do wyboru w grze mamy na chwilę obecną pięć frakcji, a każda ma swoją kampanię fabularną.

mordheim-teams1

Wybór strony, po której się opowiemy ma wpływ tak na fabułę, jak i na styl gry

Frakcje w Mordheim, czyli kim zagramy

Najemnicy są bardzo wszechstronni. Można powiedzieć, że to frakcja najbardziej wskazana dla początkujących graczy. Nieźle radzą sobie zarówno w bezpośrednim starciu, jak i w walce na dystans. Wojowników możemy skonfigurować tu dobierając wyposażenie z bardzo szerokiego asortymentu. Umiejętności najemników nie faworyzują konkretnej ścieżki rozwoju.

Chaos wyraźnie stawia na ofensywę, w tym magiczną. Już na starcie przywódca drużyny (w idiotycznym kapturze/czapce… no… czymś na głowie) dysponuje czarem wzmacniającym możliwości ofensywne broni białej. Do tego bohater drużyny (pierwotnie może to być wyłącznie mutant, później przychodzą kolejne klasy) idealnie nadaje się do szybkich ataków z zaskoczenia. Jednostki pomocnicze też przedkładają atak nad obronę. Jeżeli lubisz grę agresywną słudzy Chaosu to najlepszy wybór.

Skaveni (dla niewtajemniczonych: humanoidalne szczury wielkości człowieka, a czasem nawet większe) są przede wszystkim szybcy i zręczni, a to niewątpliwie przydaje się w ruinach Mordheim. Dysponują także niezłą bronią dystansową w postaci Warplock Pistols (nawet nie silę się na przetłumaczenie nazwy tej broni), a w obronie stawiają głównie na unik, pancerz ma drugorzędne znaczenie. Stosują głównie broń niedostępną dla pozostałych frakcji. Gra Skavenami jest co najmniej ciekawa, gdyż nasi ogoniaści wojownicy są najskuteczniejsi w grupie, na co pozwala im wysoka mobilność. Punkty życia i pancerz to nie jest ich mocna strona.

Czyli dokładnie odwrotnie jak u Sióstr Sigmara. Pancerne zakonnice stawiają na ciężkie pancerze, tarcze i magię, zarówno ofensywną jak i defensywną. Wspinanie się na budynki czy walka z dystansu to raczej nie jest mocna strona siostrzyczek, ale kiedy już przyjdą to zrobią taki Hammer Time, że Thor by się nie powstydził.

Ostatnia, piąta frakcja to Łowcy Czarownic. Nie są dostępni w podstawowej wersji gry i by cieszyć się rozgrywką właśnie taką grupą fanatyk…. żarliwych wyznawców Sigmara oczywiście, należy kupić DLC. Czy warto? Frakcja ta nie jest silniejsza od pozostałych i charakterystyką rozgrywki jest czymś między najemnikami, a skavenami. Dość uniwersalnie, nieźle na dystans, w zwarciu raczej uniki. Łowców Czarownic spotkamy jednakże jako przeciwników w ruinach Mordheim.

Czy kogoś brakuje? Być może kiedyś twórcy gry dodadzą np. Zwierzoludzi, Zielonoskórych lub Krasnoludy. Możliwości jest wiele, a świat Warhammera daje sporo możliwości.

Gry w światach Warhammer i Warhammer 40 000

 

W ciągu ostatnich kilku lat brytyjska firma Games Wrokshop, właściciel licencji Warhammer i Warhammer 40 000 nie może narzekać na brak popularności. Rok 2016 jest pod względem liczby wydanych gier w obu „młotkowych” universach dość wyjątkowy, a dziś omawiany tytuł był już w końcówce 2015 dobrym omenem dla fanów Warhammera. Gier spod znaku mocarnej licencji Games Workshop w 2016 roku jest bowiem sporo.

Niekwestionowanym liderem jest tu oczywiście Warhammer: Total War, a więc mariaż mocnej licencji stołowego bitewniaka z jedną z najlepszych serii gier strategicznych w historii PC. Ale nie jest to jedyna gra na licencji Warhammera w tym roku, a jedynie ta najbardziej wypromowana, co nie oznacza, że najlepsza. Towarzyszą jej także: dość udana strategia kosmiczna Battlefleet Gothic: Armada, zręcznościowy shooter TPP Warhammer 40 000: Eternal Crusade oraz taktyczny FPS Space Hulk: Deathwing. Na te tytuły także przyjdzie pora, ale dziś zajmę się grą wydaną jeszcze w listopadzie 2015 czyli Mordheim: City of the Damned. 

scr02

Dzień dobry, czy chciałby pan porozmawiać o naszym panu i zbawcy Khornie?

Rozgrywka

Gra jest toczona, podobnie jak figurkowy oryginał, w turach. Nawiązań do niecyfrowego poprzednika mamy tu więcej, chociażby kolejność gry według inicjatywy możemy śledzić na górnym pasku ekranu, a ikony postaci posiadają wynik rzutu kostką na inicjatywę. Trochę oldschoolowe, ale mnie przekonuje. Ogólnie mechanika gry dość mocno bazuje na bitewniaku/erpegu z papierowego oryginału. Mnogość statystyk i umiejętności mogą zniechęcić początkujących graczy oraz tych którzy przywykli do współczesnego standardu gier łatwych, prostych i przyjemnych. Mordheim” City of the Damned jest bowiem grą dość trudną. Jest całkiem spora szansa na to, że jeden z naszych podopiecznych nagle straci rękę, ucho lub dozna dotkliwego urazu głowy (na tyle dotkliwego, że każdą rundę musi zacząć testetm na inteligencję, by spprawdzić czy nie jest za głupi by się ruszyć!). I co? I nic – tutaj nie ma save&load.

mordheim-team-2

Nasza drużyna zbiera z czasem doświadczenie, fajniejsze zbroje, czary, broń… 

mordheim-injuries

… a także kalectwa

Misje nie są mocno zróżnicowane. Zwykle chodzi o wycięcie w pień przeciwnika i zebraniu przy tym jak najwięcej głównego elementu wprawiającego w ruch ekonomię gry: Spaczeni. Zielone kryształki są różnie rozmieszczone na planszach, czasem w wielkiej, za przeproszeniem, kupie, na samym środku mapy. Kiedy indziej rozsiane niczym wrzody na ciele wyznawcy Nurgle’a. To samo dotyczy naszej drużyny. Rozmieszczenie, nie wrzody oczywiście. Bywa, że scenariusz jest tak zbudowany iż każda postać zaczyna w innym budynku. Walka w pojedynkę nie kończy się zwykle zbyt dobrze.

mordheim-camp

Obóz. Najbardziej przytulne miejsce w Mordheim.

Między misjami lądujemy w obozie, który wygląda podejrzanie podobnie dla wszystkich frakcji. Tam możemy zająć się rannymi, odwiedzić sklep, zająć się rannymi, wysłać zebraną Spaczeń, zająć się rannymi, kupić nowy ekwipunek, dokonać wyboru najbliższej misji oraz zająć się rannymi. Czy wspominałem już, że dość często musimy leczyć naszych wojowników? Leczenie niestety kosztuje, a to sprawia, że każda misja to decydowanie między „zabić wszystkich”, a „zebrać jak najwięcej kryształów. Polecam zbudować sobie jedną postać, która będzie miała sporo siły (wpływa na liczbę niesionych przedmiotów) oraz wysoką zręczność przy jednoczesnym braku pancerza (dobre uniki, szybkie bieganie). Idealny zbieracz kryształów.

Jak w domu poczują się erpegowcy oraz bitewniakowcy. Wiele elementów gry to wręcz kalka analogowego oryginału. Jest to zarówno zaletą, jak i wadą gry. Na plus to sprawdzona i bardzo grywalna mechanika. Na minus, pewna umowność (np. wspinać się i schodzić/zeskakiwać wolno tylko w niektórych miejscach i np. nie można zeskoczyć na głowę przeciwnika, bo „to pole jest zajęte”).

Mordheim ratogre

Bywa, że trzeba się zmierzyć z dość dużym szczurem

Mimo iż akcja toczy się w turach, postaciami sterujemy za pomocą WASD, a liczbę punktów ruchu i punktów akcji możemy śledzić na ekranie. By się nie pogubić widzimy przez cały czas delikatne linie gdzie kończy nam się obszar, do którego weszliśmy na aktualnym punkcie ruchu. Brzmi skomplikowanie? Nie jest. Sama walka nie jest także wyjątkowo złożona, chociaż jest w niej, wraz z rozwojem postaci, coraz więcej możliwości. Szarże, uniki, strzały mierzone, parowanie, taktyczny odwrót, przeszukanie okolicy, ataki specjalne czy rzucanie czarów. To i wiele więcej jest dostępne, o ile oczywiście mamy odpowiednią umiejętność wykupioną dla danej postaci.

Dla mnie, człowieka, który w gry RPG grywa od kilkunastu lat wiele elementów gry wydaje się być dość oczywiste. Wiem jednak, że twórcy popełnili błąd, założywszy zapewne, że większość grających w Mordheim będzie właśnie taka jak ja: nerd z długim stażem, który bez problemu zrozumie na co wpływa leadership, a na co toughness i jak ważna jest inicjatywa. Szkoda, że gra nie ma wbudowanej encyklopedii. Samouczek istnieje i nauczy nas sporo, ale nie zastąpi spisanej wiedzy dotyczącej mechaniki gry. Na szczęście społeczność graczy wzięła sprawę w swoje ręce. Na stronie fanowskiej gamepedii znajdziecie większość istotnych danych dotyczących mechaniki gry.

Fabuła

Niestety warstwa fabularna nie jest mocną stroną Mordheim. Misje fabularne pojawiają się co kilka rozegranych „zwyczajnych” scenariuszy. Zwykle opowiedziana w nich historia jest sztampowa do bólu i każdy kto choć liznął Warhammer Fantasy Roleplay będzie się czuł jak w domu. Banalnie urządzonym i przy tym absolutnie znajomym.

Dla każdej frakcji kampania wygląda odrobinę inaczej, ale nie oszukujmy się: tu grę napędzają pojedyncze bitwy, a te są dosyć powtarzalne. Co nie znaczy, że nudne. Każda gra w praktyce jest nieco inna, mimo, że liczba map jest bardzo niewielka. Ja naliczyłem osiem map do „zwykłych” rozgrywek oraz kolejne osiem do misji fabularnych. Mogło być nieco więcej.

 

Cała historia ogranicza się głównie do samego plądrowania Mordheim oraz uprzykrzania życia innym poszukiwaczom. Nic odkrywczego. To nie fabuła będzie trzymała was w napięciu.

 

Grafika i dźwięk

Nie będzie to też warstwa graficzna. Ładniej wyglądające gry widzieliśmy już dobre 4 lata temu. Tym bardziej dziwią nieco wymagania sprzętowe. Te nie są już jak sprzed czterech lat. Nie, wymagania są absolutnie współczesne. Do grania na wysokich ustawieniach w rozdzielczości Full HD potrzebujemy procesora i5 lub i7 trzeciej lub nowszych generacji, 4 GB pamięci RAM (chociaż wskazane jest 8 GB) oraz karty graficznej nie słabszej niż GeForce GTX 760 lub Radeon R9 270. Co ciekawe gra działa jedynie na systemach Windows w wersji 64-bitowej, tak więc zatwardziali zwolennicy 32-bitowej wersji Windowsa 7 raczej nie zagrają w Mordheim. Chyba, że u kumpla, który wie, że mamy już drugą dekadę XXI wieku.

Właśnie w początku tejże dekady utkwiła oprawa graficzna gry. Korzystająca jedynie z Direct 9.0c nie olśniewa. Nie zrozumcie mnie źle. Gra nie jest brzydka. To nie Mount & Blade (który notabene jest może i szpetny, ale też niesamowicie grywalny). Po prostu mamy tu do czynienia  z grą co najwyżej przeciętną wizualnie.

Natomiast muzyka wyraźnie pasuje do mrocznego klimatu gry i jest jakby żywcem wyciągnięta z sesji Warhammera RPG. No, chyba, że do swoich sesji używacie trueblackdeathnorwegiantrashwhatevermetalu. Wówczas nie, muzyka z Mordheim nie przypomina waszych sesyjnych podkładów. Mamy do czynienia z typowym dla wielu gier o ciężkim klimacie dark ambientem, czasem muzyką z elementami chórów. Generalnie klimat jest.

 

 

Nerdystyczność czyli jaki fun miałem z gry

Lubisz gry RPG? Warhammer był Twoim pierwszym systemem spośród papierowych erpegów? Podręcznik pierwszej edycji kserowałeś od kumpla w erze kiedy słowo internet budziło skojarzenia raczej ze sci-fi? Nawet się nie zastanawiaj tylko odpalaj Mordheim. Przecież grywałeś w znacznie gorzej wyglądające gry, prawda?

Jeśli jednak w grach cenisz sobie dynamiczną akcję w świetnej oprawie graficznej to raczej odpuść sobie Mordheim. Odpal Overwatcha, Battlefield 1 czy (już niedługo) Mafię 3.

Zwolennicy gier o pięknej, wzruszającej fabule, pełnych wyrazistych NPCów i poplątanych wątków (tak, też czekam na Andromedę)…. Mordheim raczej was nie zachwyci.

Na koniec dobra wiadomość dla posiadaczy konsol. Mordheim wkrótce trafi także na wasze urządzenia wedle zapowiedzi twórców gry.

 

Podsumowanie

Mordheim: City of the Damned to z pewnością gra nie stworzona by zadowolić wszystkich. Trafia natomiast bardzo dobrze w wąską (ale w skali świata nadal dość liczną) grupę odbiorców. Grafika nieco boli, muzyka daje radę, a rozgrywka, przynajmniej moim zdaniem, jest na tyle oryginalna, że warto dać tej grze szanse. I jeszcze jedno: trudność. Tu naprawdę łatwo przegrać misję, a stałe urazy jakie mogą zebrać nasi wojownicy wywołują autentyczne emocje, którym zwykle towarzyszy kilka słów niegodnych przytaczania.

Ja z Mordheim zostanę pewnie jeszcze jakiś czas. Pewnie do najbliższej utraconej ręki.

ocena plusy minusy
ocena-7 + Świat Warhammera

+ Rozbudowana mechanika

+ Stawia wyzwanie

– Grafika bez fajerwerków

– Dla wielu zbyt trudna

– Nieporywająca fabuła