Mysz to oręż najbardziej powszechnego ze współczesnych pól bitewnych. czyli tych wirtualnych. Dziś testuję mysz producenta, który kojarzy się raczej z customowymi laptopami niż ze sprzętem peryferyjnym. DreamMachines DM1 Pro S to jednak kolejny już gryzoń warszawskiej firmy. Czy może zagrozić gamingowej czołówce?
Rynek sprzętu dla graczy urósł przez ostatnich kilka lat niesamowicie, a do tego stale rośnie. Nic więc dziwnego, że do podziału gamingowego tortu jest coraz więcej chętnych. Jednym z nich jest firma Dream Machines, znana głównie z produkcji zaawansowanych laptopów opartych o tzw. kadłubki marki Clevo.
Jednakże warszawska firma produkuje nie tylko laptopy, ale też myszy. Te, podobnie jak komputery Dream Machines, skierowane są głównie do graczy. Testowana dziś mysz to ulepszona wersja pierwszego gryzonia produkcji DM, czyli modelu DM1 Pro. Podobnie jak poprzednik DreamMachines DM1 Pro S jest myszą z zakresu cenowego sięgającego nieco ponad 200 zł. Konkuruje więc z takimi firmami jak Razer, Asus, Roccat, SteelSeries czy Mionix by wymienić tylko kilka. Jak wypada nowa mysz DM na tle konkurencji?
Opakowanie, osprzęt, dodatki
Mysz zamknięto w minimalistycznym, białym kartoniku. Bez charakterystycznych dla produktów gamingowych agresywnych kolorów, bez postaci ni to z komiksów, ni to z gier, bez statków kosmicznych, samochodów wyścigowych i wszelkich innych grafik sugerujących, że to sprzęt dla gracza. Po prostu, biały kartonik ze zdjęciami samej myszy, nazwą i… właśnie.
Specyfikacja na spodzie kartonika jest znacznie bardziej pełna niż to co podaje większość producentów. Oczywiście statystyki nie dadzą nam pełnego oglądu sytuacji i nie zastąpią testu urządzenia w działaniu, ale dają już sporo informacji.
Jak widać producent nie poskąpił na elementach urządzenia. Mamy tu do dyspozycji wysoko ceniony sensor optyczny PixArt 3360 o bardzo wysokiej rozdzielczości maksymalnej – aż 12 000 DPI. Jest ono oczywiście regulowane i można je ustawić nieco bardziej pod własne preferencję. Nieco, bo jesteśmy skazani na fabryczne tryby 400, 800, 1200, 2400, 4800 i maksymalny, czyli 12 000 punktów na cal.
W kartoniku nie znajdziemy żadnej płyty z oprogramowaniem. DreamMachines DS1 Pro S od początku traktuje nas minimalizmem. Myszce towarzyszą jedynie zapasowe ślizgacze, dość lakoniczna, bo wymagana przez prawo, a nie rzeczywistość, instrukcja i piankowe zabezpieczenie. Niewiele.
Konstrukcja
Mysz zewnętrznie nie różni się zbytnio od swojej poprzedniczki. Obudowa ma właściwie identyczny kształt jak starszy (i odrobinę tańszy) model DM1 Pro. Ta natomiast była wyraźnie inspirowana SteelSeries Sensei lub Zowie FK1. Oznacza to w praktyce bardzo wygodne ułożenie dłoni, zarówno dla użytkowników prawo-, jak i leworęcznych. Mysz wykonano z ciemnego, połyskującego tworzywa, chociaż istnieje także wersja matowa.
Kabel, standardowo już dla myszek nieco wyższej klasy, jest zakończony solidną wtyczką USB, a na całej długości (1,8 m) wzmocniony jest czarno-czerwonym oplotem. To powoduje, że jego trwałość jest po prostu wyższa, a mysz posłuży niejeden sezon. W moim odczuciu kabel mógłby być odrobinę bardziej miękki. Dobrze natomiast, że posiada on pasek rzepowy, co ułatwia transport urządzenia.
Teflonowe ślizgacze to już chyba standard. W DreamMachines DS1 Pro S ich rozmieszczenie i kształt nie uległ znaczącej zmianie względem poprzedniczki. Producent zadbał, by nie doznały one uszczerbku podczas transportu. Dlatego na wyjętej z kartonika DM1 Pro S zauważycie folię na ślizgaczach, która zabezpiecza przed zarysowaniami. Niby drobiazg, ale warty nadmienienia. Jak wspomniałem wcześniej, w pudełku znajdziemy także zapasowy zestaw ślizgaczy.
Testy parametrów
Myszy dla graczy uczestniczą ostatnio w swoistym wyścigu. <uwaga, suchar!> Nie jest to na szczęście mniejsza wersja wyścigu szczurów </suchar>, a jedynie pęd ku coraz większej rozdzielczości. Jeszcze kilka lat temu 4000 dpi uchodziło za wysoki poziom, nawet dla myszy gamingowych. Dziś niektóre gryzonie osiągają powyżej 10 000 punktów na cal. Jednym z nich jest właśnie testowany DreamMachines DM1 Pro S. 12 000 DP. Robi wrażenie?
Bo i ma robić. Rzeczywiste wykorzystanie aż tak wysokiej rozdzielczości jest raczej sporadyczne, i nie każdy gracz chętnie sięgnie po tryb z najwyższą rozdzielczością. Oczywiście, szybkość działania jest przy takim trybie niesamowita, ale wymaga sporo wprawy.
Jak wspominałem przy okazji omawiania pudełka DM1 Pro S, mysz dysponuje przełącznikiem rozdzielczości w trybach: 400, 800, 1200, 2400, 4800 i 12 000. Też macie wrażenie, że między dwoma ostatnimi czegoś brakuje? Pora na test parametrów w starym, wysłużonym, za to bardzo solidnym Enotus Mouse Test. Wyłączamy systemową akcelerację i działamy.
Rozdzielczość okazała się nawet minimalnie wyższa niż deklarowana przez producenta. Ponad 12 000 punktów na cal, przy próbkowaniu sięgającym 1000 Hz? Myślę, że większość graczy bierze w ciemno, prawda? Złego słowa nie można także powiedzieć o precyzji urządzenia. Wynik 98,6 % to dużo powyżej średniej. Jak dużo? Powiedzmy, że rezultaty powyżej 85% należy traktować jako dobre.
Test tzw. płynności wypadł nieco słabiej. Dlaczego? Prawdę mówiąc myślę, że przyczyną jest… testujący. Jakoś nigdy nie było mi po drodze z testem w którym trzeba wykonywać w miarę regularne, koliste ruchy myszą, do tego w określonym tempie. Wynik jest jednak nadal w granicach średniej dla myszek dla graczy, więc nie należy się tym przejmować.
Mysz poprawnie sprawdza się na różnych powierzchniach. Sprawdzałem jej pracę na drewnianym blacie stołu, podkładce materiałowej oraz podkładce z tworzywa sztucznego (lekko odblaskującej). Na każdej powierzchni mysz sprawdzała się znakomicie, można ją więc śmiało polecić użytkownikom mobilnym.
Testy w grach
Przez kilka dni używałem myszy DreamMachines DM1 Pro S do codziennej pracy. Muszę przyznać, że przesiadka z mojego Roccata Savu nie była z początku łatwa. Głównie za sprawą zupełnie innego profilu obudowy. Savu to mysz bardzo silnie wyprofilowana pod prawą rękę, do tego raczej krótka i wysoka. Dream Machines DM1 Pro S wprost przeciwnie; jest myszą symetryczną, niezbyt wysoką i średniej długości. Po kilkunastu trudnych minutach było już bardzo dobrze.
Testowałem wersję o odblaskującej obudowe, więc spodziewałem się, że będę miał do czynienia ze śliskim plastikiem, który potęguje pocenie się dłoni. Nic z tych rzeczy. Tworzywo, z którego zbudowano górną część DM1 Pro S jest, owszem, błyszczące, ale nie daje szczególnego poślizgu. Dłoń pewnie i stabilnie spoczywa na urządzeniu.
Ja tu gadu gadu o plastikach, a co z testami w grach?
Heroes & Generals
Drugowojenna sieciowa strzelanka jest dla nie jednym z lepszych narzędzi do testowania myszy. Dlaczego? Broń, którą dysponujemy w tym tytule dość dobrze oddaje zachowanie prawdziwych giwer, a to oznacza odrzut, celowanie, czy opóźnienie pocisku na dużych odległościach. Precyzję myszy można zbadać nie tylko w normalnej walce na krótkim i średnim dystansie ale też przy pojedynkach snajperskich.
Musze przyznać, że mysz sprawdza się wyśmienicie w dość dynamicznej rozgrywce gdzie dominują pistolety maszynowe, jak i w spokojnym eliminowaniu wrogów z dystansu. Właściwie zdążyłem zapomnieć, że gram myszą, której używam od ledwie godziny. Wydaje mi się, że wielu graczy odczuje podobnie jak ja, że producent mógł dodać jeszcze jedną predefiniowaną rozdzielczość. 4800 (pomarańczowe podświetlenie) jest szybkie, ale przydałoby się czasem odrobinę więcej. Klikamy na przełącznik i… no cóż – 12 000 DPI (jasnozielone podświetlenie) to potężny przeskok i w pierwszym odruchu szukamy kursora na ekranie. Szkoda, że nie ma nic pomiędzy. Inna sprawa, że 4800 DPI to rozdzielczość właściwie pasująca do dynamicznej rozgrywki, a gdy przyjdzie nam pokampić, wówczas należy i tak tę rozdziałkę zmniejszyć. To niestety wymaga jednak sporo przyciśnięć. Szkoda, że nie mamy do dyspozycji oprogramowania, które pozwoliłoby określić jasno nasze preferencje ustawień.
Grało mi się jednak bardzo dobrze. Czujnik jest precyzyjny i bardzo szybki. Nawet statystyki rozgrywek uzyskałem nieco lepsze niż zazwyczaj, szczególnie dzięki snajpieniu na niskich rozdzielczościach. Zapoznawanie komunistów z pociskami Mausera szło wyraźnie skuteczniej niż zwykle.
Podsumowując: jeśli grywacie w sieciowe FPSy, to DM1 Pro S powinien się wam spodobać. Wadą jest brak oprogramowania, więc nie zdefiniujecie ustawień pod siebie.
World of Warships
Do tej gry mam pewną słabość. Chociaż nie jest ona najlepszym tytułem do testowania myszy pozwoliłem sobie na rozgrywkę w tym właśnie dziele Wargaming.net. W WoWs bardziej niż szybkość liczy się precyzja oraz wyczucie ruchu przez samego gracza.
- Przesyłka dotarła do celu
- Mój okręt sporo się napracował, zanim poszedł na dno
- Wykończ połowę wrogiego teamu i przegraj… taki los
Nie wiem czy po prostu podczas testu starałem się bardziej, ale sytuacja się powtórzyła. Średnie wyniki miałem odrobinę lepsze niż standard, nie tylko na prezentowanym powyżej pancerniku. Może po prostu bardziej się przykładam grając przy testach?
Jakby nie było, DreamMachines DM1 Pro S okazała się być bardzo wygodna przy rozgrywce statkami. Grałem głównie na ustawieniu 2400 DPI i muszę przyznać, że była to chyba najbardziej dostosowana rozdzielczość do tej właśnie gry. Trudno się dziwić, skoro walka często przypomina nieco snajpienie z FPSów.
Overwatch
Tegoroczny hit Blizzarda to świetna gra do testowania myszy. Każda z postaci ma nieco inną charakterystykę gry, od kamperskiej Wdowy po szybkie postacie takie jak Kenji. Jak DM1 Pro S sprawdza się w Overwatch? Mysz doskonale reaguje na szybkie ruchy, a jak wiadomo szybkość w tym FPSie to podstawa. Do precyzji też trudno mieć jakiekolwiek zarzuty. Grałem głównie na ustawieniu 4800 DPI. 12 000 DPI jest dla mnie odrobinę zbyt wysokie. Ponownie: przydałby się możliwy do ustawienia poziom około 6000 DPI.
Z użyciem myszki DreamMachines rozegrałem kilka meczy, celowo wybierając także te postaci, z których normalnie nie korzystam. Efekt? Taki jak zwykle. W Overwatcha wciąż jestem lamą. To nie „zasługa” myszki 😉
Podsumowanie
Mysz Dream Machines DM1 Pro S to przykład solidnego urządzenia dla graczy. Biorąc pod uwagę jej wykonanie, sensor, oraz wynikającą z niego precyzję, trudno uwierzyć w cenę. Na chwilę obecną to ledwie nieco ponad 200 złotych. DM1 Pro S jest flagowym modelem producenta. Spośród produktów najbardziej znanych producentów znajdziemy w podobnej cenie jedynie modele budżetowe i klasy średniej. DM1 Pro S niewątpliwie aspiruje do klasy wyższej. Czy czegoś jej jednakże brakuje?
Owszem. Oprogramowania. Żeby było jasne, nie żądam przepychu w stylu przeładowanych aplikacji do obsługi myszy, jakie stosuje np. Gamdias. Wystarczyłaby aplikacja umożliwiająca zdefiniowanie działania klawisza zmieniającego rozdzielczość. Bo, prawdę mówiąc, wolałbym mieć do dyspozycji np. trzy predefiniowane rozdzielczości niż sześć. Może pewnego dnia Dream Machines wzbogaci swoje myszy o stosowny soft. Wówczas możecie spokojnie dodać jeden punkt do końcowej oceny.