Przyznam, że mam mieszane uczucia pisząc ten tekst. Wchodziłem na Międzynarodowe Targi Poznańskie z pewnym nastawieniem i oczekiwaniami, a wyszedłem z czymś zupełnie innym.

Zacznę może od tego, że prawdopodobnie nie jestem najodpowiedniejszym uczestnikiem tego typu wydarzenia. Nie śledzę na bieżąco wszystkich turniejów esportowych, wyrosłem z rzucania się na konkursy, w których trzeba najgłośniej krzyknąć, by wygrać nagrodę. Pozostał we mnie natomiast geek i gracz, a także człowiek jarający się nowościami, eksperymentami. Może dlatego też z mniejszym entuzjazmem patrzyłem na potyczki wśród gamerów, uchodzących za zawodowych. Wszystko jednak po kolei.

Jeśli ktoś raz uczestniczył na jakimkolwiek evencie na terenie MTP, to wie, jak ogromny jest to teren. Nie ma co ukrywać – wchodząc na jakikolwiek pawilon czuło się przesyt, że każdy wystawca, producent czy wydawca chce dotrzeć do uczestnika w ten czy inny sposób, najczęściej, niczym w RPGach, ukazując swoje najlepsze towary. U niektórych były to gry, u innych sprzęty, jeszcze inni sprzedawali gadżety i inne rzeczy okołogrowe lub geekowskie. Wyjątkiem od tego był GIC – oaza spokoju wśród natłoku młodzieży, ogromnych ekranów, wszechobecnej muzyki. Tam najczęściej wymieniano się wiedzą i kontaktami, a wiele firm oferowało nagrody za konkursy, w których najczęściej należało jako bilet wstępny zostawić swoją wizytówkę. Co tu ukrywać – branża gamingowa to też nie jest taki duży świat, a każdy specjalista jest na wagę wygrania loterii krzemowej, szczególnie jak, co często występuje, podkręca go do granic możliwości, zwiększając dawane napięcie.

Nacieszywszy oczy ludźmi, którzy mieli za zadanie oczy cieszyć (czyt. cosplayerki i hostessy), a także na pracę włożoną w demonstrację kilku stoisk (najbardziej zapamiętało mi się to z nadchodzącej gry Succubus, gdzie krew, gałki oczne, mroczne stanowiska komputerowe z demem gry naprawdę robiły wrażenie) czas było sprawdzić to, co ciekawiło najbardziej – nadchodzące premiery czy najnowszy sprzęt, a także wioskę indie.

Nie ma co ukrywać – Cyberpunk 2077 z pewnością będzie jednym najgłośniejszych tytułów wiosny 2020. Ciekawość tutaj wygrywa, a pomieszczenie CDP budziło zaciekawienie już od strony zewnętrznej. Pół godziny później i udało się dostać do środka. Niestety, wewnątrz nie było możliwości robienia zdjęć, także tutaj musicie wierzyć na słowo, że w ciemnościach zaprezentowano (z małymi przerwami technicznymi: coś, coś się popsuło i nie było nic widać, parafrazując pewnego pana) fragment gameplayu w, uwaga, polskiej wersji językowej. O ile sam gameplay prezentował się znakomicie, o tyle wiem, że ten tytuł akurat, w przeciwieństwie do Wiedźmina, ogram w angielskiej wersji językowej. Nie pasował mi po prostu polski głos do tego klimatu, szczególnie przy postaciach o ciemniejszej karnacji. Dubbing w grach to kwestia bardzo ostrożna i wielu producentów nie zamierza go wprowadzać. Cóż, może do czasu premiery coś się poprawi, ale na ten moment, jeśli ktoś chce poczuć pełnię klimatu Night City, lepiej niech nie zmienia ustawień językowych.

Z dużego tytułu przejdźmy do kilku mniejszych. Poczuł niezmierny smutek widząc, że Artifex Mundi ograniczyło pokaz w tym roku tylko do jednej gry i jednego małego boxu. Mimo że większość ich tytułów jest do siebie dosyć podobna (cóż, pewnie to jest trochę jak z fanami serii FIFA czy innych podobnych produkcji, gdzie się zmienia numerek i może coś jeszcze), to pamiętam, jak w zeszłym roku prezentowali cztery nowe tytuły, mieli ogromne stoisko i mnóstwo energii. Szczególnie miałem nadzieję na pokaz projekt roguelike FPP, o którym pisano gdzieś na początku roku. Szkoda.

Interesowało mnie jeszcze Tohu – jak tylko zobaczyłem screenshoty, to pierwsze, co przyszło mi do głowy: O, ktoś tu lubi Don’t Starve. Co prawda człowiek odpowiedzialny za tytuł był zaskoczony tym porównaniem, ale dla mnie wychwycenie podobieństwa zajęło chwilę. Sama gra jest urocza – point and click, który w połączeniu z ujmującym soundtrackiem z pewnością zachwyci grono użytkowników. Grono, bo nie jest to tytuł dla każdego, ale jeśli ktoś celuje w ten gatunek – warto! Sam z chęcią się dowiem, jakim cudem dziewczynka ma możliwość przemiany w robota, podobno ma to podłoże fabularne, ale nic więcej nie zdołałem wyciągnąć.
Wspomniałem wcześniej o Succubusie, dodam jeszcze kilka słów o tej grze. Krwawo, piekielnie, dynamicznie – brzmi jak Doom, ale ma inny styl grania, inaczej się też czułem wykorzystując różne umiejętności protagonistki. Jeszcze dziwniej się czułem mogąc wyciągnąć płód prosto z kobiety, choć generalnie każdy kawałek ciała da się tam pociąć. Tytuł wygląda obiecująco, mam nadzieję, że fabularnie również będzie ciekawie i że nieco dopracują system przełączania broni – w tym momencie jest kołowy HUD, który pauzuje rozgrywkę, przez co spadała płynności walki. A, wrogów jest od groma, naprawdę będzie kogo zabijać. Chociaż czy w piekle da się zabić, skoro już dany delikwent i tak nie żyje?
Przetestowałem też kilka innych tytułów, ale żeby opisać je wszystkie, musiałbym zrobić serię felietonów o PGA. Ujmę to w ten sposób – chciałbym, by gry twórców niezależnych czy też w miarę nowych studiów przypominały to, co było rok czy kilka lat temu. Uważam, że w dobie już dobrze poinformowanych graczy przez różnorodne bundle (w tym najpopularniejszy Humble Bundle) jest miejsce dla każdego, a jeśli tytuł będzie bronić się dostatecznie dobrze, to bez problemu dotrze do szerszego grona (przykład Undertale, Bastion itd. itp.).

Czas powiedzieć trochę o stoiskach ze sprzętem – tutaj większość prezentowała się dosyć podobnie: mnóstwo stanowisk, turniej lub luźna rozgrywka w LoLa/CSa/Fortnite’a co jakiś czas i jedna lub dwie rzeczy unikalne mające przyciągnąć potencjalnych nabywców, bo sporo rzeczy bez problemu dało się kupić na miejscu. Dla mnie to jest trochę absurdalne, by, szczególnie w VIP Day, iść na PGA, by pograć w darmowe gry, do których jest nielimitowany dostęp kiedykolwiek indziej, ale widocznie wystawcy lepiej wiedzą, co kręci nastolatków. Muszę przyznać, że mieli rację, bo stoiska okupowano cały czas, ba, nawet z kolejkami.

Oczywiście, są też wyjątki, jak Wacom dający możliwość uzyskania koszulki z własnym rysunkiem (ten należało wykonać na stoisku z użyciem ich tabletów), ale tak liczyłem na więcej różnorodności. Giermasz CDP, dawniej oferujący naprawdę ciekawe tytuły po okazyjnych cenach, w tym roku wydawał się lekkim ochłapem i policzkiem w stronę graczy, bowiem sprzedawane rzeczy można dorwać w podobnych, a często niższych cenach podczas wyprzedaży, a te występują i powtarzają regularnie. Fajne były pokazy ekstremalnego overclockingu u Asusa, fajnie było stanowisko do gier wyścigowych w formie auta, które przechylało zgodnie z trasą i ruchem użytkownika (też jeden fotel mające podobne możliwości, w tym także odchylenie o 180 stopni), jednak liczyłem na więcej.
Czy uznaję PGA za udaną imprezę? Chciałbym powiedzieć bez wahania: tak, ale nie mogę. Mimo elementów, które zapadły mi w pamięci, rozmów z ludźmi odpowiedzialnych za różne działy w różnych firmach czy też prelekcji gamingowych, to mimo wszystko czułem niedosyt i lekkie rozczarowanie. Jestem ciekaw, jak będą prezentować się kolejne edycje i mam nadzieję, że będę mógł pisać w cieplejszych barwach.